GŁÓWNA O NAS FANTASTYKA FOTOGRAFIA LINKI

 Młode wilki pióra

   Mamy obecnie w fantastycznej literaturze krajowej komfortową sytuację. Debiutanci mogą startować na łamach czasopism lub licznych periodyków internetowych, dysponują sporymi możliwościami dotarcia do swoich czytelników. A najlepszą formą promocji nazwisk stały się również całkiem liczne antologie. Autorzy mogą zmierzyć się z narzuconą z góry tematyką i wymogiem napisania opowiadania zarówno treściwego, jak i ciekawego stylistycznie. Wydawnictwo Powergraph postawiło na jedenastu autorów, którzy debiuty mają już dawno za sobą, lecz wciąż są świeżymi nazwiskami na polskiej scenie fantastycznej. Mieli napisać coś nowego, ale nie tylko w sensie tekstów premierowych. Założeniem było bowiem, że autorzy zmierzą się z tym, czego dotąd nie próbowali – jak pisze we wstępie Michał Cetnarowski, chodziło o nowe dla nich założenia strukturalne, tematy, może nowe zabiegi stylistyczne. A my mamy możliwość ocenić, jak autorzy sobie poradzili.

   Pośród wszystkich opowiadań widoczne są pewne podobieństwa w wyborze scenografii i gatunku. Większość utworów prezentuje postapokaliptyczną wizję świata, dwóch autorów pokusiło się o napisanie twardej SF. Najwyraźniej nowe może nadejść jedynie po anihilacji dotychczasowego ładu i świata. W porządku chronologicznym, antologię otwiera tekst Jewgienija T. Olejniczaka „Noc szarańczy”. Od razu zostajemy przeniesieni do Paryża w świecie po tajemniczej katastrofie. Autor mnoży wątki, postaci i ślepe tropy, tworzy atmosferę grozy, prowadząc czytelnika na manowce, a na końcu podchodzi do rozwiązania z zupełnie innej strony. Zapewne mógł się zdecydować na ograniczenie ilości wątków, gdyż obecnymi w opowiadaniu dałoby się obdarować o wiele dłuższy tekst. W każdym razie początek jest bardzo obiecujący, ale zakończenie przychodzi dość nagle i z niezbyt oczekiwanej strony, co może powodować wrażenie, że zamknięcie akcji nie wynika z utworu.

   Opowiadanie Tomka Kiliana „Przenicowanie” było dla mnie najtrudniejsze w odbiorze. Przede wszystkim w warstwie tematyki – oto bowiem mamy do czynienia z mężczyzną, który psychicznie jest kobietą. Tak zwana pomyłka natury. Bohater cierpi wyjątkowo boleśnie, szuka też rozwiązania swojej sytuacji. Głównym motorem napędowym jego działań jest pragnienie posiadania dziecka. Nie będę ukrywać, że nie trafił w mój gust ani styl autora, ani zaproponowane rozwiązanie. Pośród bardzo ludzkich problemów bohatera ni stąd, ni zowąd pojawia się sztuka, a może nawet Sztuka, epatująca przedziwnym sado-masochizmem i dość bełkotliwie relacjonowana ustami protagonistów. Fantastyki zaś tu jak na lekarstwo.

   Tekst Andrzeja Miszczaka „Harpunnicy” może się z całą pewnością spodobać wielbicielom twardej SF. W świecie przyszłości, w dalekim kosmosie pewna korporacja odkrywa obcą formę życia. Kontakt powoduje powstanie dziwnego odłamu powszechnie obowiązującej religii monoteistycznej wśród pracowników firmy przebywających na stacjach w kosmosie. Nowinka dociera na Ziemię, wywołując reakcję władz Kościoła – w region wydarzeń zostaje wysłany ksiądz, mający na celu zbadanie kiełkujących wierzeń. Zgrabnie i interesująco opisana jest tu zarówno tajemnica skrywana skrzętnie przez pracowników korporacji, co stosunki panujące między nimi a księdzem wysłanym „na przeszpiegi”. Niestety, zakończenie rozmywa się nieco i psuje dobre wrażenie po lekturze całości. Jak dla mnie opowiadanie mogło zostać zamknięte silniejszym akcentem, dobitniej. Nie zmienia to mojej pozytywnej oceny dla autora.

   W „Więcej niż słowa” Piotra Rogoży wracamy do apokalipsy i gruzów cywilizacji. Ludzie znajdują się w stanie przejściowym, najwyraźniej czekając, aż Bóg lub inna istota wyższa zakończy zabawę w życie i zgasi światło. Autor koncentruje się na grupie chłopaków tworzących formację muzyczną, grającą ostro, rockowo, oraz na ich niezwykłym wokaliście. Niestety, emocjonalnie opowiadanie spłynęło po mnie jak woda po kaczce, podczas gdy odwoływało się właśnie do emocji. Wadami opowiadania były: przydługi opis koncertu, dialogi, z których niewiele wynika, postać wokalisty, która jest ważna, ale zabrakło przekonujących mnie jako czytelnika powodów, dzięki którym uznałabym go za faktycznie ważnego. Stąd też emocjonalnie tekst wypadł słabo i niezbyt przekonująco.

   W kategorii opowiadanie rozrywkowe antologii wygrywa z całą pewnością Adam Przechrzta i jego „Smak apokalipsy”. Znów jesteśmy w klimatach postapokaliptycznych, lecz z zupełnie innej strony. Po wielkiej wojnie świat jest zdemolowany, panuje chaos i bezprawie. Główny bohater stoi na czele grupki niezwykłych kobiet, zwanych Słodkimi, walcząc o pewną wizję świata, którą chciałby urzeczywistnić. Robi to z fantazją i humorem. Opowiadanie napisane lekkim piórem spełnia wszystkie funkcje rozrywki bawiącej się stereotypami postrzegania płci w fantastyce. Jest też zgrabnie zamknięte. Zdecydowany plus dla autora.

   W tekście Joanny Skalskiej „Wyspa” katastrofa, jaka spotkała planetę, to potop. I została wyspa, na której mieszkają dość dziwni ludzie. Jedni mieszkają na brzegu morza i zajmują się wydobywaniem kokli z piachu podczas odpływów. Drudzy mieszkają w głębi Wyspy i cechuje ich sztuczny ujednolicony wygląd. O co właściwie chodzi w opowiadaniu? Odniosłam wrażenie, że głownie chodzi o wyobcowanie jednego społeczeństwa w stosunku do drugiego, o walkę o niezależność jednych od drugich. Tymczasem w miarę zagłębiania się w opowiadanie coraz ważniejszy jest romans między głównymi bohaterami. Zaczyna dominować nad innymi wątkami, aż wreszcie jako motyw główny doprowadza do zakończenia. Zabrakło mi w tym tekście więzi emocjonalnej z bohaterem, którego poczynania śledzimy, zabrakło też czytelniczego zaangażowania w losy wszystkich protagonistów. W efekcie było mi gruntownie obojętne, co się stanie, a lektura odrobinę nużyła.

   Opowiadanie Pawła Majki „Oko Cyklonu” jest najdłuższym tekstem w całej antologii. Znów jesteśmy w gatunku SF. Zaczyna się dobrze, mamy ludzi, istoty zwane mgławicami i Innych funkcjonujących w świecie Oka Cyklonu. Ludzie korzystają z dobrodziejstw zaawansowanej technologii, wszczepiając sobie strzępojaźnie, czyli odpowiednio spreparowane fragmenty umysłów innych ludzi. Celem jest oczywiście możliwość korzystania z doświadczeń i umiejętności poprzednich pokoleń. Główni bohaterowie planują misję, podczas której chcą prowadzić badania zapomnianych światów, uznanych za nieistniejące. Oczywiście w trakcie opowiadania okazuje się, że nie wszystko jest takie proste, badania mają tak naprawdę inny, ukryty cel, postacie odkrywają swoje prawdziwe oblicze, poznajemy prawdę o strzępojaźniach i całej cywilizacji Oka Cyklonu. I jest tego wszystkiego za dużo. Pomysł ciekawy, ale zdecydowanie zbyt obszerny jak na opowiadanie. Mamy tu więc chaos, koncepcje lejące się ze stron, materiał i rozmach, którego starczyłoby na powieść. Mogło być ciekawie, ale jest zwyczajnie za dużo wszystkiego.

   Opowiadanie Dawida Juraszka „Rzyg” zaskakuje pomysłem. Tym razem autor przerzuca nas w przeszłość. Głównym problemem ludzi zamieszkujących Gród jest rzyg, pojawiająca się nieoczekiwanie przypadłość, która według oficjalnej wykładni jest karą boską za straszne zbrodnie i przewiny. Niestety, jest to kara bez udowodnienia winy. Każdy cierpiący na rzyg zostaje niejako automatycznie wyrzucony do dzikiego Podgrodzia. Śledczy niższego stopnia, Spytek, zajmował się skazywaniem na wygnanie winnych aż do momentu, gdy musiał skazać własną żonę. Opowiadanie mogło z całą pewnością bardziej trzymać w napięciu. Niestety, dość rozlazły i kompletnie nierozumiejący, co się wokół niego dzieje, Spytek nie wywołuje w czytelniku chęci do kibicowania mu. Naprawdę chciałam, żeby go już wyrzucili do Podgrodzia, mając nadzieję, że akcja obsadzona tam byłaby ciekawsza.

   Robert M. Wegner napisał „Najpiękniejszą historię wszystkich czasów” dziejącą się na gruzach Warszawy. Nasz kraj staje się areną wojny dwóch mocarstw, stolica – pasem ziemi niczyjej między dwoma frontami, a w kompletnie zdemolowanym mieście przetrwali jedynie mieszkańcy domu dziecka i poprawczaka. Udaje im się zorganizować i przejąć kontrolę nad sytuacją w mieście. Wewnętrzny ład ich życia zmieni jednak pojawienie się rosyjskiego żołnierza. Opowieść prowadzona jest dwojako – jako opis bieżących wydarzeń oraz bajka, którą niejaki Marian, mechanik, opowiada dzieciom z oddziału. Okazuje się, że na los naszych bohaterów ma wpływ nie tyle wojna, co przedwieczna opowieść. Opowiadanie jest miłe, optymistyczne, bardzo sentymentalne, ale odrobinę nudzi. Pozytywne jest, że autor oparł je na postaciach, z którymi postarał się nas jak najlepiej zapoznać i które wypadają całkiem przekonująco.

   Opowiadanie Cezarego Zbierzchowskiego „Płonąc od środka” jest o tyle wyjątkowe, że nie dzieje się na gruzach ani po apokalipsie. Wręcz przeciwnie, umiejscowione jest w przeciętnym świecie, z pozoru kompletnie niefantastycznym. Bohaterami są tutaj lekarz terapeuta i jego potencjalny pacjent. Jednak, jak to zwykle u Cezarego Zbierzchowskiego bywa, ani terapeuta, ani pacjent nie są takimi, jakimi się z pozoru wydają. Panuje aura tajemniczości, aczkolwiek opowiadanie jest znacznie bardziej dopowiedziane niż inne teksty autora. Mniej pozostawiono domysłom czytelnika. Nie zmienia to mojej pozytywnej oceny tekstu, który unika błędów poprzedników – nie jest przegadany, nie jest próbą opowiedzenia zbyt wiele w zbyt ciasnych ramach. A jednocześnie wciąga skutecznie czytelnika w świat autora.

   Ostatnie opowiadanie to „Każdy umiera za siebie” Jakuba Małeckiego. Autor próbuje zmierzyć się katastrofą Kurska widzianą oczami ofiar – marynarzy, którzy zatonęli razem z  okrętem. Temat trudny, kusi wyciskaniem łez z niczego niespodziewającego się czytelnika. Mamy więc dramat czekających na śmierć marynarzy, dramat opowieści o ich życiu, ich straszliwą huśtawkę emocjonalną, drobne elementy fantastyki i dominujący nastrój katastrofy i głębokiego smutku nad losem ofiar. Aczkolwiek jak tu dla mnie zbyt wiele łatwego wyciskania łez.

   Podsumowując, w antologii „Nowe idzie” zaprezentowano szerokie spektrum możliwości polskich autorów fantastyki. Nie brakuje tu powagi i zadumy nad kondycją naszego świata i cywilizacji. Brakuje za to z całą pewnością przymrużenia oka – jedno opowiadanie napisane z większym dystansem aż nadto wyraźnie rzuca się w oczy. Autorzy potraktowali sprawę bardzo poważnie, przejęli się opisywanymi problemami, postarali się zaangażować czytelników w swoje światy. Nie wszystkim się to udało, ale to nie oznacza klęski – każdy ma przecież inną wrażliwość. Mam nadzieję, że autorzy zainspirowani antologią „Nowe idzie” będą wciąż chętni do eksperymentów z własnym stylem i własnymi koncepcjami. A antologię polecam każdemu czytelnikowi ciekawemu tego, co nas jeszcze czeka w polskiej fantastyce.

 Agnieszka Falejczyk

 Antologia
Nowe idzie
Powergraph, 2008
Stron: 526
Cena: 29,99


Recenzja powyższa ukazała się po raz pierwszy w czasopiśmie internetowym Fahrenheit nr 66