GŁÓWNA O NAS FANTASTYKA FOTOGRAFIA LINKI

 Baśn niekoniecznie dla dzieci

   Reguły powieści fantastycznej wymagają, żeby w odizolowanych od świata wioskach działo się coś niezwykłego. A to w pobliżu czai się licho, a to mieszkańcy są przybyszami z kosmosu, a to nad całością ciąży mroczna i straszliwa tajemnica. Wioska Mur nie odbiegałaby może od powyższego stereotypu, gdyby nie fakt, że wszystko, co niezwykłe, zostało ustawione poza ramami codziennego życia miejscowych, a oba światy przenikają się jedynie o ściśle wyznaczonym czasie. Oto bowiem obok zwykłego świata mieszkańców za granicznym murem rozciąga się kraina nieznana i tajemnicza, zwana krainą czarów. Przejście przez dziurę w murze, wiodącą na drugą stronę, jest pilnowane cały czas, aczkolwiek naprawdę uparty i zdeterminowany człowiek bez problemu zdoła się przedostać obok straży. Mieszkańcy są tu dość pragmatyczni i mimo że ich osobiście nie pociąga wyjątkowo zielona trawa po drugiej stronie muru, tolerują innych, którzy koniecznie chcą przejść do tajemniczej krainy w poszukiwaniu złota, szczęścia, wróżek i księżniczek. Mieszkańcom wioski całkowicie wystarcza, że co dziewięć lat, podczas Święta Majowego, przekraczają mur graniczny i uczestniczą w wielkim magicznym jarmarku. Z okazji targowiska zjeżdżają do Muru turyści i przeróżni dziwni osobnicy z całego świata, żeby kupić tu zaczarowane przedmioty i skorzystać z usług czarownic i innych niezwykłych istot. Ale dla przeciętnych ludzi większość magii zdaje się wyparowywać w momencie powrotu z krainy wróżek do wioski, tak jak złoto wróżek zmienia się w bezwartościowe podróbki pieniędzy.

   Istnieje jednak rodzaj magii, który nie zanika tak szybko. Młody Dunstan, jeden z licznych bardzo praktycznych mieszkańców Muru, spotyka na jarmarku niezwykłą kobietę. Przeżywają krótki acz płomienny romans i rozstają się wraz z końcem Święta. Dunstan wraca do swojego świata, żeni się i wiedzie normalne ludzkie życie. Owocem płomiennej miłości okazuje się jednak być dziecko, które ktoś podrzuca przy murze oddzielającym wioskę od krainy magii. Dunstan wychowuje swego syna, Tristrana, tak jak sam został wychowany. Lecz ten drugi im jest starszy, tym bardziej zdaje się nie pasować do mieszkańców wioski. Nieśmiały chłopak marzył o wyjeździe z rodzinnych stron gdzieś daleko. Gdy jednak wiatr powiał zza muru, w głowie Tristrana pojawiały się obrazy wręcz magiczne. Aż pewnego wieczora pod wpływem chwili i zapachu wiatru znad krainy magii, nasz nastoletni bohater złożył wybrance swego serca brzemienną w skutki obietnicę: że przyniesie jej gwiazdę, która właśnie spadła z nieba.

   W tym miejscu zaczyna się bajka. O złej czarownicy, o dziwnych stworach, o skrzatach i zaczarowanych lasach. Tristran wchodzi do krainy czarów jako prosty mieszkaniec wioski Mur, ale wychodzi z niej jako człowiek, który znalazł swoje przeznaczenie, miejsce na świecie i swoją tożsamość. I nie chodzi nawet o odkrywanie pochodzenia, lecz o odkrycie sposobu życia, do którego człowiek wydaje się stworzony. W trakcie wędrówki Tristrana poznajemy wiele barwnych postaci, z których najciekawsze są czarownice – potężne siostry Lilim, dążące do przedłużenia swojej młodości i zachowania mocy za wszelką cenę i Madame Semele, wędrująca wiedźma, której naprawdę nie brakuje sprytu. Zła czarownica dąży do celu stosując najskuteczniejsze środki, które jednak ją zawodzą i obracają się przeciwko niej. Można docenić sprytne rozwiązanie problemu wiedźmy bez uciekania się do wielkich finałowych bitew.

   Baśń ta nie jest jednak do końca typowa. Owszem, język jest łagodny i stylistycznie przypomina baśnie, lecz Neil Gaiman nie mógł pozbawić opowieści czarnego humoru. Synowie władcy Cytadeli Burz są najlepszym tego przykładem. Jako duchy smętnie i ironicznie komentują poczynania swoich wciąż żywych braci. Nie przypominam sobie też bajki, w której postaci spędzałyby czas na czynnościach fizjologicznych. Tymczasem Gaiman nie oszczędza czytelnikowi nawet takich detali.

   Najmniej interesująca wydała mi się postać samej Gwiazdy. Młoda dziewczyna o trudnym charakterze, dość impulsywna, towarzyszy Tristranowi wbrew własnej woli. Ziemia okazała się dla niej dużo mniej przyjazna niż wyglądała oglądana z góry. Lecz akurat Gwiazda jest najczęściej zaledwie obserwatorem wydarzeń niż ich pełnym uczestnikiem. Niewiele zwrotów akcji jest spowodowanych przez nią, może poza karkołomną ucieczką na grzbiecie jednorożca. Na całe szczęście również Gwiazda może znaleźć swoje miejsce na Ziemi, pomimo tęsknoty za niebem.

   „Gwiezdny pył” jest książką godną polecenia. Na jeden wieczór dorosły i poważny człowiek możne zaszyć się w baśniowym świecie, który nie jest wcale naiwny ani wyidealizowany. A to oznacza, że nawet dorosły jest w stanie zaakceptować bajkową konwencję. Polecam spędzić z Gaimanem wieczór w głębi fotela przed kominkiem. Nie martwcie się jednak brakiem kominka – gwiazda oświetli wam drogę.

 Agnieszka Falejczyk

 Neil Gaiman
Gwiezdny pył
Tłum. Paulina Braiter
MAG, 2007
Stron: 248
Cena: 23,00


Recenzja powyższa ukazała się po raz pierwszy w czasopiśmie internetowym Fahrenheit nr 63