|
Wszechświat jest ogromny. Tak,
wiem, to truizm, jakich mało. Ale też nie każdy ma okazję się
o tym przekonać równie dobitnie jak Black Jack Geary,
dowódca gwiezdnej floty rzuconej w sam środek wrogiego
terytorium i próbującej przebić się do swoich. Ale
zacznijmy od początku.
Dawno, dawno temu pokojowo
współegzystowały sobie dwa gwiezdne imperia. Demokratyczny
Sojusz i autorytarny Syndykat. Mimo oczywistych różnic
ideologicznych i społecznych współpracowały, handlowały,
wymieniały się dyplomatami, żyły w pokoju. Jak to jednak często
bywa w takich sytuacjach – do czasu. Pewnego dnia siły
Syndykatu zaatakowały, niesprowokowane, konwój Sojuszu,
eskortowany przez niewielkie siły osłonowe. W tej pierwszej bitwie
wielkiej wojny niezwykłym bohaterstwem wykazał się dowódca
konwoju, który pozostał na pokładzie okrętu do końca, kierując
systemami uzbrojenia i próbując powstrzymać przeciwnika.
Jego postawa umożliwiła ucieczkę osłanianych statków
i ocalenie załogi, której nakazał ewakuację. Pamięć
o jego czynach przetrwała przez dziesiątki lat nieustającej wojny.
A sam słynny Black Jack Geary, bo o nim właśnie
mówimy, stał się wzorem dla pokoleń młodych ludzi zgłaszających
się do floty i ginących za Sojusz. Tak oto jedna bohaterska śmierć
dała impuls, przykład i wzór do naśladowania dla
późniejszych pokoleń.
Czasami los lubi płatać bardzo
wyrafinowane figle. Bo jak inaczej można nazwać fakt odnalezienia po
stu niemalże latach kapsuły ratunkowej z uznanym za poległego
bohaterem? A żeby było jeszcze ciekawiej – odkrycia dokonała
wielka flota lecąca z misją wdarcia się w sam środek
Syndykatu i ostatecznego zakończenia wojny. W takiej sytuacji
odnalezienie kapitana Geary’ego można potraktować jedynie jako
dobry znak. Niestety, dalszy rozwój sytuacji jest zdecydowanie
niekorzystny dla sił Sojuszu. Flota, wciągnięta w zasadzkę,
zostaje częściowo rozbita, zaś jej całe dowództwo ginie
rozstrzelane w czasie „pokojowych” negocjacji.
I tak oto Black Jack Geary, jako najstarszy stażem kapitan okrętu
we flocie, zostaje nagle dowódcą całej armady. Wykorzystując
swoją wiedzę taktyczną, zapomniane dziesiątki lat wcześniej manewry,
Geary wyrywa się z zasadzki i rusza w powolną drogę do
domu. Wszak skoro nie można skorzystać z hipernetu –
technologii umożliwiającej natychmiastowe podróże między
układami – pozostaje staroświeckie skakanie w podprzestrzeni
przy użyciu układowych studni grawitacyjnych. Procedura może
i trwająca całe dnie, ale umożliwiająca poruszanie się po obszarze
wroga.
O takiej właśnie
podróży opowiada cykl Jacka Campbella „Zaginiona
flota”. Kolejne tomy przynoszą kolejne systemy planetarne,
kolejne bitwy, zasadzki, walki na śmierć i życie, podstępy
i ofiary. Mnóstwo ofiar. „Odważny”
i „Waleczny” to trzeci i czwarty tom serii.
I niestety, trzeba to otwarcie przyznać, są to tomy niewnoszące do
opowieści za wiele nowego. To moje najważniejsze zastrzeżenie do całej,
opublikowanej dotychczas w naszym kraju, serii.
Schemat akcji w każdym
kolejnym tomie wygląda podobnie. Skok z jednego układu do
drugiego, pozbycie się sił obronnych, przelot przez system do następnej
studni grawitacyjnej, przylot sił Syndykatu, bitwa (wygrana przy
mniejszych lub większych stratach własnych), następny skok. Wszystko to
przetykane rozgrywkami personalnymi we flocie, próbami zmiany
głównodowodzącego, problemami natury politycznej czy
emocjonalnej. Do tej całej zupy od czasu do czasu wrzucane są nowe
elementy, nowe składniki, jednak, według mnie, zbyt ich mało, żeby
całość nie zaczęła się zdawać trochę mdła.
Z innych stron jest jednak
lepiej. „Zaginiona flota” to sprawnie napisana militarna
space-opera, z całym bogactwem obowiązkowych w tej konwencji
elementów. Mamy starcie wielkich imperiów, mamy uzbrojone
po zęby gwiezdne floty, bitwy, potyczki, przejęcia – czyli to
wszystko, co miłośnicy gatunku lubią najbardziej. Do tego wszystkiego
dodano trochę polityki, odrobinę tajemnicy leżącej u podstawy
całego konfliktu i obowiązkowy quest – przetransportowanie
niezwykle cennego ładunku do przestrzeni Sojuszu. Bohaterowie także są
typowi dla konwencji, ale sprawnie zarysowani i dający się lubić.
Akcja prowadzona jest w taki sposób, że czytelnik nie
powinien się nudzić. Czego więc można w tej konwencji oczekiwać
więcej? Może jedynie troszkę mniejszej powtarzalności, złamania
schematu.
W recenzji poprzednich
tomów pisałem, że nie jest to lektura dla wszystkich. Pozostaje
mi jedynie utrzymać tę opinię. Po „Odważnego”
i „Walecznego” sięgnąć mogą miłośnicy prozy
militarystycznej, zwłaszcza w jej kosmicznym wydaniu. Kolejne tomy
tej gwiezdnej sagi nie nadają się raczej do lektury w oderwaniu od
całości, więc jeśli kogoś zainteresowała opisana fabuła, to sugeruję
sięgnięcie po tom pierwszy.
Jacek Falejczyk
Jack Campbell
Odważny. Zaginiona flota, t. III
Waleczny. Zaginiona flota, t. IV
Tłum. Robert J. Szmidt
Fabryka Słów, 2009
Stron: 478 (t. III), 468 (t. IV)
Cena: 33,90 za tom
|
|