GŁÓWNA O NAS FANTASTYKA FOTOGRAFIA LINKI

 Wojna na całego

   Wielka odkrywcza wyprawa braci Anturiasich dobiegła definitywnie końca. Rzecz jasna – nie skończyła się tak, jak to zaplanowano. Została brutalnie przerwana, zaś niezwykle niesprzyjający splot wydarzeń na arenie politycznej uniemożliwił podjęcie jej na nowo. Bo czy ma sens odkrywanie nowych lądów, gdy stary świat trzęsie się w posadach? Kiedy wróg niepowstrzymaną falą wlewa się w głąb ojczyzny, nadchodzi czas na chwycenie za miecz i stanięcie w jej obronie. I tak właśnie czyni Kales. To samo zapewne uczyniłby i Yorim, ale jak pamiętacie z tomu poprzedniego, niestety przeszkodziła mu w tym śmierć.

   Siostra Kalesa i Yorima martwa jest już od dawna. W tym świecie bywa jednak tak, że zgon to jedynie początek dalszej egzystencji na innym poziomie. Tak właśnie stało się z Nirati, którą śmierć przeniosła do Anturasixanu – krainy stworzonej magiczną mocą przez jej dziadka. Na cudowny kontynent, z którego książę Nalesquin prowadzi wielką armię na podbój Dziewięciu Księstw. Czy jednak Niriati będzie się spokojnie przyglądać zagładzie swojej dawnej ojczyzny?

   Wśród koronowanych głów też panuje spory zamęt. Wojna między Nalenyrem i Deseirionem weszła chyba w decydującą fazę, skoro książę Pyrust wpadł z mieczem do sali tronowej Cyrona i jest o krok od spełnienia swojego wielkiego marzenia – zabicia księcia i przejęcia Nalenyru. Jednak między przeciwnikami staje nagle drobna czarnowłosa kurtyzana, znana przez długie lata jako Pani Gagatu i Nefrytu. Staje tam jednak nie po to, by swoją kształtną piersią zasłonić kochanka, lecz po to, by ogłosić się zaginioną Cesarzową i zażądać oddania dawno utraconej władzy. Cóż jednak może zrobić słaba kobieta przeciwko nieczułej stali w dłoniach Pyrusta? Wszak jeden cios powinien zakończyć sprawę. Dlaczego więc książę stoi i nie unosi miecza?

   „Nowy świat” to trzeci i ostatni tom cyklu „Epoka wielkich odkryć” autorstwa pana Michaela Stackpole’a. I jak to zwykle w ostatnich tomach bywa, przynosi nam wojnę na wielką skalę, fundamentalne przemiany, upadek starego i narodziny nowego porządku. Wszystko okraszone odpowiednią dawką scen batalistycznych, magii, cudów, boskich interwencji i zaawansowanej mechaniki. Czyli zestaw stosunkowo charakterystyczny dla tego typu literatury. Niestety.

   Nie jest to zła książka. Czytałem ją z przyjemnością. Ma kilka atutów, do których należą niewątpliwie ciekawie skonstruowane postacie. Bohaterowie dają się polubić lub też przeciwnie, do niektórych czułem zdecydowaną antypatię. Podział na negatywnych i pozytywnych w odbiorze nie przebiega jednak zgodnie z linią frontu – sympatycznych bohaterów spotkałem zarówno po stronie broniących się, jak i napastników. Tak samo było z czarnymi charakterami. Akcja powieści jest na tyle dynamiczna, że przyciąga do książki i nie powoduje znudzenia. Dodatkowo, konstrukcja całości umożliwia śledzenie akcji z najróżniejszych punktów widzenia. Z rozdziału na rozdział skaczemy między głównymi bohaterami, dzięki czemu mamy szerszy wgląd na wydarzenia, zyskujemy pewien dystans, możemy lepiej poznać bohaterów po obu stronach konfliktu. Cóż więc spowodowało, że poprzedni akapit zakończyłem słowem wyrażającym pewien zawód?

   Tutaj należy się kilka słów wyjaśnienia. Do zrecenzowania otrzymałem wszystkie części tego cyklu. Zaś przed napisaniem tej recenzji przeczytałem sobie tą, którą stworzyłem do tomu pierwszego. Wyraziłem w niej zadowolenie, że otrzymałem porcję ciekawej, niestandardowej fantasy. Takiej, która zdawała się iść swoimi drogami, zdradzając pewne podobieństwo do powieści podróżniczych, które pochłaniałem w młodości. Tom drugi i trzeci poszły jednak inną drogą, bardziej typową i mniej oryginalną. Z gatunku podróżniczego przeskoczyliśmy nagle do wielkiej wojny, magii na ogromną skalę, boskich interwencji – jednym słowem, do pełnokrwistej epopei fantasy. Zagubiła się w tym wszystkim jednak oryginalność. Kto wie – może to i dobrze? Może na książki w stylu przygód Tomka Wilmowskiego w magicznym świecie nie ma dziś zapotrzebowania?

   Pozostaje sobie odpowiedzieć na pytanie – czy czytać? Odpowiedź jest prosta. Jeśli czytaliście dwa poprzednie tomy, sięgnijcie po trzeci. Jeśli wcześniej się podobały, najnowszy tom spodoba się także. Miło będzie poznać, jak się to wszystko skończyło. Jeśli jednak nie mieliście do tej pory kontaktu z przygodami Kalesa i Yorima, na pewno nie zaczynajcie lektury od „Nowego świata”. Trzeba w takim przypadku sięgnąć po pierwszy i drugi tom cyklu. Bez nich zrozumienie akcji „Nowego świata” będzie zdecydowanie ograniczone. A czy należy sięgać po cały cykl? Rozważywszy wszystkie za i przeciw, mogę stwierdzić, że tak. Rzecz jasna, o ile macie pozytywny stosunek do konwencji fantasy.

 Jacek Falejczyk

 Michael A. Stackpole
Nowy świat (tom III cyklu Epoka wielkich odkryć)
Tłum. Jan Pyka
Rebis, 2008
Stron: 514
Cena: 33,90


Recenzja powyższa ukazała się po raz pierwszy w czasopiśmie internetowym Fahrenheit nr 66