GŁÓWNA O NAS FANTASTYKA FOTOGRAFIA LINKI

 Kuloodporne pontony

   W naszym kraju twórczość ku pokrzepieniu serc nie jest dobrze widziana. Przynajmniej takie wrażenie odnieść można, śledząc wypowiedzi uznanych krytyków, dla których liczy się jedynie ukazywanie podłej strony życia. Ale cóż począć – trudno oczekiwać czegoś innego w kraju, który szczyci się swoimi porażkami i gdzie narzekanie jest sportem narodowym. Z tego też powodu filmów sławiących narodowe wiktorie czy sukcesy gospodarcze nie mamy zbyt wiele. O niosącej pozytywne przesłania fantastyce nawet nie wspominając – w tym gatunku nie mamy się czym w ostatnich latach pochwalić.

   Tymczasem kino na świecie nie boi się podjąć tematu patriotycznego. Pokazać sukcesy, choćby i krwią okupione. A czegóż potrzeba komuś, kto wychowywał się na Sienkiewiczowskiej trylogii? Może jedynie odrobiny fantastyki i widowiska. I takie właśnie atrakcje oferuje nam południowokoreański film „Żołnierze niebios”. Przynajmniej według informacji umieszczonych na pudełku.

   Zacznijmy od fabuły. Tu mamy czyste SF. Otóż Korea Północna i Korea Południowa, wciąż pozostające w stanie wojny, dogadują się po cichu i razem tworzą broń jądrową. Niby raptem jedną głowicę – ale jaką! Moc określona została jako sto razy większa niż tej zrzuconej na Hiroszimę. Ale sama bomba nie wystarczy. Do niej mamy jeszcze środki przenoszenia. Tu w postaci niewykrywalnego pocisku balistycznego. A wszystko to w tajnym podziemnym ośrodku badawczym, zarządzanym i zaludnionym przez funkcjonariuszy, naukowców i żołnierzy dwóch stron. Wszystko zdaje się być pięknie – niestety przywódcy państwowi decydują się głowicę przekazać. Komu, gdzie i dlaczego – nie wyjaśniono tego zbytnio, ważne jest jednak to, że jeden z oficerów z północy buntuje się, bombę wykrada i ucieka w noc. W pościg za nim wyrusza, na czele doborowego oddziału komandosów, major z południa. I tu sprawa się troszkę komplikuje, gdyż kiedy dochodzi do spotkania i tradycyjnej wymiany ołowiu w koszulkach mosiężnych, nagle na niebie pojawia się kometa i za jej sprawą nasi bohaterowie przenoszą się ponad czterysta lat w przeszłość. W sam środek małego najazdu barbarzyńców. A tam po oddaniu kilku strzałów i zdetonowaniu jednego granatu zostają okrzyknięci zbawcami – tytułowymi żołnierzami niebios. Sami widzicie – nic odkrywczego – fabuła, jakich w naszym ulubionym gatunku wiele.

   Jednak jest w tym owo tajemnicze coś, co sprawia, że całość ogląda się z zainteresowaniem. W tym wypadku jest to humor. Często trafiają się filmy, w których śmiech budzą w nas sceny w zamierzeniu tragiczne czy podniosłe. I taka sytuacja zdarza się i w tym przypadku, jednak częściej komizm jest celowy i jak najbardziej zamierzony. Reżyser i scenarzysta w jednej osobie, zabawnie rozegrał niemożliwy do uniknięcia konflikt między żołnierzami z południa i północy – pokazując jednak, że w zetknięciu z większym nieszczęściem potrafią się dogadać i stanąć razem w obronie słusznej sprawy. Elementem zdecydowanie komicznym jest też postać młodziutkiej pani naukowiec, która mając do dyspozycji jedynie sprzęty domowe z epoki oraz owoce i warzywa, potrafi skonstruować zaawansowane przyrządy naukowe.

   Strona wizualna także nie pozwala na postawienie zbyt wielu zarzutów. Nie jest to może, jak twierdzi opis na okładce, film „efektowny jak »Dom latających sztyletów«”, jednak wielkich kiksów nie znajdziecie, a jeśli znajdziecie, to można się z nich pośmiać. Takim przykładem mogą być kuloodporne i strzałoodporne pontony, w których jednak silniki już toporoodporne nie są. Zaletą mogą być też sceny batalistyczne, jednak nic odkrywczego tu nie znajdziecie. Są jednak zrealizowane na przyzwoitym poziomie, krew leje się strumieniami, autorzy nie odwracają kamery od scen drastycznych – taka teraz norma. Ponarzekać można by wprawdzie na pojawiający się patos – ale biorąc pod uwagę, że jest go zdecydowanie mniej niż w produkcjach amerykańskich, nie jest to wielki problem.

   Podsumowując – nie jest to film wybitny, nie przejdzie do historii kina. Jednak jeśli nastawimy się do niego odpowiednio, jeśli skupimy się na komediowym aspekcie, może nam dostarczyć ponad sto minut niezłej rozrywki. Zwłaszcza jeśli usiądziemy do oglądania w większym gronie. A kiedy już zdecydujecie się na obejrzenie tego tytułu, zwróćcie uwagę na sceny związane z wewnętrzną potrzebą współczesnych nam bohaterów do odgradzania się od tych zza strefy zdemilitaryzowanej. To właśnie urzekło mnie w tym filmie najbardziej.

Jacek Falejczyk

 Żołnierze niebios (2005)
Reż. Joon-ki Min
Korea Południowa
Czas: 101 min.
IDG, seria Przeboje kina Azji


Recenzja powyższa ukazała się po raz pierwszy w czasopiśmie internetowym Fahrenheit nr 64