GŁÓWNA O NAS FANTASTYKA FOTOGRAFIA LINKI

 Wyprawa do raju

   Dwaj bracia, o swojsko brzmiących imionach – Pestek i Lestek, narazili się Siłom Wyższym. Poważnie się narazili. A do tego różnych głupot naobiecywali. Na przykład pierścionek i nową sukienkę. I jak to zwykle w fantasy bywa, stało się to początkiem długiej i niebezpiecznej podróży do krańca świata. A, że owymi Siłami Wyższymi były ich żony, zwane także flądrami – no cóż – każdy ma taką siłę sprawczą, na jaką sobie zasłużył. No i na tym można zakończyć temat owych groźnych pań. Bo i od samego autora nic więcej się o nich nie dowiemy.

   Wróćmy więc do samych braci. Niezbyt rozgarniętych rybaków z małej wioski, zagubionej gdzieś pośród wydm. Poznajemy ich w czasie wykonywania ciężkiej i wielce monotonnej pracy podczas załadunku towarów na statek w porcie. Zajęcie może i nudne, ale za to co wieczór dające pewną zapłatę. Jeden pieniążek, który przybliża Pestka i Lestka do upragnionego pierścionka i sukienki. No przynajmniej tak by się mogło wydawać. Jednak nasi bohaterowie to, co zarobili w dzień, przepuszczają wieczorami w karczmie. Noc spędzają gdzieś w kępie łopianów, zaś o poranku karnie ruszają do portu po kolejną monetę. Czas mija, a szansy na upragnione zakupy się nie zwiększają. I zapewne utkwiliby nasi bracia w tym zaklętym kole, gdyby nie to, że wplątali się w jeszcze większe tarapaty. Nie można przecież uwalniać niewolników z transportu ładowanego właśnie cichaczem na statek, nie ściągając na siebie zemsty handlarzy żywym towarem. Ale Pestek i Lestek działają instynktownie i rozważanie konsekwencji swoich czynów jest im raczej obce. Na szczęście z pomocą przychodzi im karczmarz, który z niewyjaśnionych przyczyn zapałał sympatią do młodych rybaków. I tak zaczyna się wielka przygoda. Podróż na kraniec znanego nam świata.

   Piotr Patykiewicz, autor „Rajskich zórz”, był dla mnie jeszcze niedawno osobą całkowicie nieznaną. Z informacji umieszczonych na okładce dowiedziałem się, że jest to już trzecia jego powieść i że akcja wszystkich umiejscowiona jest mniej więcej w tym samym uniwersum. W świecie zbliżonym do naszego średniowiecza, z elementami magii, z bogactwem mitycznego inwentarza. Ale także z wiarą w Boga w klasycznej dla chrześcijaństwa postaci. Nic więc dziwnego, że na kartach powieści napotkamy zarówno syreny, trolle, jak i anioły czy cherubiny. Świat w ten sposób wykreowany wydaje mi się czymś oryginalnym i nowatorskim na naszym rynku czytelniczym. Zwłaszcza że autor nie unika ukazywania ciemnych stron życia. Nie będziemy więc, jak to zwykle w fantasy, obserwować akcji oczami rycerzy, księżniczek, cnych paladynów czy magów. Naszymi przewodnikami będą średnio rozgarnięci rybacy. Nie oszczędzi zatem nam autor naturalistycznych opisów rzeczy i zjawisk, o których zazwyczaj się nie wspomina. Kał, mocz, karaluchy w ranach, robactwo, zjadanie surowego mózgu lub gałek ocznych, trolle gwałcące syreny, jest tego zdecydowanie więcej. Autor zdaje się lubować w tego typu opisach, nie każdemu może to jednak przypaść do gustu. Mnie nie przypadło, poznałem za to znaczenie słowa „turpizm”.

   Nie jest to mój jedyny zarzut do „Rajskich zórz”. Ale po kolei.

   Najpierw akcja – pędzi naprzód, nie zważając zbytnio na logikę i konsekwencję. Dzieje się dużo i w wielu miejscach. Ale nie wciąga. Przez brak realizmu właśnie. Wszelkie problemy pojawiające się przed braćmi rozwiązuje pojawienie się nowych bohaterów lub potężnych artefaktów. Oczywiście, w trakcie nie obędzie się bez ran, złamań czy rzeczy bardziej obrzydliwych, ale sama podróż nie zostanie na długo wstrzymana.

   Następnym problemem są bohaterowie. Pestek i Lestek przechodzą drogę od zera do bohatera, ale w żaden sposób nie potrafiłem się z nimi zidentyfikować. Po przeczytaniu całości nie mogę w sobie znaleźć ani odrobiny sympatii do nich. Podobnie jest z innymi bohaterami. Papierowość, płaskość, jednowymiarowość – nie znalazłem na kartach powieści ani jednej postaci, która by się wyłamywała ze schematu. Gdyby potraktować całość jako baśń, ze wszystkimi tego konsekwencjami, wówczas dziury w fabule, papierowe postaci, spadające nagle na bohaterów rozwiązania ich najważniejszych problemów należałyby do konwencji. Jednak wspomniany wyżej naturalizm nie pozwala na takie przyporządkowanie.

   Na plus można autorowi zaliczyć język. „Rajskie zorze” czyta się szybko i bez językowych problemów. Ale niestety jest to jedyny pozytyw, jaki mogę przywołać. Nad tym wszystkim dominowało jednak poczucie straconego czasu i żal, że nie potrafię szybciej czytać.

   Sądzę, że znajdą się osoby, którym tego typu proza może odpowiadać, które dadzą się wciągnąć w wir przygód Pestka i Lestka. Rzecz gustu. Ja jednak będę się trzymał od twórczości Piotra Patykiewicza z daleka. Lektura pozostawiła we mnie głębokie uczucie niesmaku, co jak myślę, nie było zamiarem autora.

 Jacek Falejczyk

 Piotr Patykiewicz
Rajskie zorze
superNOWA, 2007
Stron: 454
Cena: 32,00


Recenzja powyższa ukazała się po raz pierwszy w czasopiśmie internetowym Fahrenheit nr 63