GŁÓWNA O NAS FANTASTYKA FOTOGRAFIA LINKI

 Intrygi w raju

   Podczas pisania recenzji bardzo lubię sytuacje klarowne. Książka podobała się lub nie, była dobra, zła lub po prostu przeciętna. Wówczas słowa same cisną się na klawiaturę i proces pisania nie sprawia zbyt wiele problemów. Bywa jednak i tak, że takiego komfortu nie mam. Kiedy lektura wzbudziła we mnie bardzo mieszane uczucia. Wówczas przelanie ich na papier staje się drogą przez mękę. No, może trochę przesadziłem, ale coś z prawdy w tym jest.

   Kto czytuje moje recenzje zdążył już zauważyć zapewne jedno – jestem miłośnikiem literatury zza naszej wschodniej granicy. Kiedyś zachwycali mnie Bułyczow i Strugaccy, dziś czynią to całkiem skutecznie ich liczni następcy. Tak też było z Andriejem Łazarczukiem, z którego twórczością zapoznałem się kilka lat temu dzięki powieści „Wszyscy zdolni do noszenia broni”. Możecie więc wyobrazić sobie moją radość, kiedy po rozpakowaniu przesyłki z redakcji ujrzałem w niej najnowszą powieść tego autora pt. „Sturmvogel”. Intrygująca okładka, bojowy tytuł, znane nazwisko – to wszystko spowodowało, że praktycznie natychmiast rozpocząłem lekturę. I tu zaczęły się schody.

   Mamy rok 1945. Wojna dobiega końca. Alianckie wojska zbliżają się do niemieckiej stolicy. Naloty, bombardowania, niezbyt pocieszające wiadomości z frontu to codzienność dla mieszkańców Berlina. A także dla funkcjonariuszy sił specjalnych. Bardzo specjalnych i bardzo tajnych. Dla służb zajmujących się zapewnieniem niemieckich wpływów w Górnym Świecie, czyli tam, gdzie losy wojny wcale jeszcze nie są przesądzone. Ale czym jest ów Górny Świat? My znamy go pod nazwą Raj. Inne ludy używają nazw takich jak Asgard czy Hochland. To świat, do którego wstęp mają nieliczni, ale dokonywać tego mogą za życia. Potrafią przenosić tam swoją świadomość, potrafią tam zamieszkać na stałe, a najlepsi mogą nawet funkcjonować jednocześnie na dwóch płaszczyznach, żyjąc tu i tam.

   Jednak świat nazywany Rajem, prawdziwym rajem być nie musi. To nie jest ten niewinny ogród, z którego przepędzono naszych praprzodków. Znają tu i przemoc, i śmierć, i kłamstwo, i seks. A do tego wszystkiego ludzie przybywający z „dołu” przynoszą tu swoje idee, przekonania, obsesje. Nie brakuje więc w Górnym Świecie komunistów czy faszystów. Ale i przedstawiciele idei wolnego, demokratycznego świata są tu dobrze reprezentowani. A na styku takich systemów walka o uzyskanie przewagi będzie czymś zupełnie oczywistym. I właśnie ona staje się osią fabularną powieści.

   „Pochodnia” to tajna niemiecka agenda dbająca o Górny Świat oraz poszukująca możliwości wykorzystywania go do osiągania celów w zwyczajnej rzeczywistości. Jednym z jej funkcjonariuszy jest Erwin Sturmvogel, główna i tytułowa postać utworu. Pewnego dnia jego spokojne i poukładane (na miarę tajnego agenta rzecz jasna) życie nabiera szalonego tempa. Do „Pochodni” dociera bowiem informacja, że mają w swoich strukturach szpiega. I to właśnie nasz bohater musi odkryć, kim jest owa czarna owca. A gdzie go śledztwo doprowadzi i jakie ofiary będzie musiał ponieść Sturmvogel – dowiecie się z lektury powieści Andrieja Łazarczuka.

   I w ten sposób doszliśmy do moich rozterek duchowych na tle lektury. Bo niestety, mimo chęci, nie mogę „Sturmvogelowi” wystawić całkowicie pozytywnej cenzurki. Zacznijmy od rzeczy podstawowej. Książka w odbiorze wydała mi się zbyt chaotyczna. Karuzela scen, korowód postaci, między którymi przeskakujemy jak w topowym teledysku na MTV powodują, że miałem trudności z ogarnięciem akcji i zorientowaniem się, kto kogo w obecnej chwili próbuje przechytrzyć czy złapać w pułapkę. A wszak w utworze typu powieść szpiegowska nagłe zwroty akcji i piętrowe spiski są rzeczą powszednią. Odniosłem wrażenie, że autor dążył do napisania powieści z bardzo wartką akcją i do minimalizowania opisów ją spowalniających. Tyle że w efekcie, według mnie, dokonał zbyt wielu uproszczeń.

   Z drugiej strony mamy zupełnie ciekawy świat przedstawiony. Czym tak naprawdę jest „Górny Świat” dowiadujemy się stopniowo i co chwilę otrzymujemy kolejne elementy do układanki. Ponadnaturalne zdolności, stwory niczym z bajek, cudowne zjawiska – to wszystko składa się na obraz owego Asgardu i przyciąga uwagę czytelnika. Wszystkie składniki umieszczone są w sosie z bardzo wartkiej akcji okraszone rasowymi bohaterami powieści szpiegowskich. Zmiany postaci, których oczami oglądamy świat, pozwalają na szersze spojrzenie na realia opisywanego Raju i zawiązującą się intrygę. Wydaje się to tym bardziej potrzebne, że autor poprowadził akcję w odmiennym od moich początkowych oczekiwań kierunku. Co jest oczywiście zabiegiem ze wszech miar pożądanym.

   Podsumowując, mogę powtórzyć, że mam w stosunku do najnowszej powieści Andrieja Łazarczuka mieszane uczucia. Wartka akcja i ciekawi bohaterowie zachęcali mnie do lektury, lecz z drugiej strony, zbyt często musiałem zatrzymywać się w czytaniu, żeby dojść do tego, czyimi oczami patrzę teraz na świat i po której stronie frontu się znajduję. Mimo tych wątpliwości pozostaje mi jednak wystawić „Sturmvogelowi” ocenę pozytywną, z zaznaczeniem, że najlepiej dotrze ona do miłośników prozy szpiegowskiej, przyzwyczajonych do zabiegów fabularnych, jakie autor zawarł w swojej powieści.

Jacek Falejczyk

 Andriej Łazarczuk
Sturmvogel
Tłum. Ewa i Eugeniusz Dębscy
Fabryka Słów, 2007
Stron: 364
Cena: 29,95


Recenzja powyższa ukazała się po raz pierwszy w czasopiśmie internetowym Fahrenheit nr 62