GŁÓWNA O NAS FANTASTYKA FOTOGRAFIA LINKI
Wrota - Milena Wójtowicz
Była sobie raz królewna... 
    Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma morzami, za siedmioma lasami żyła sobie królewna Salianka. I jak na klasyczną królewnę przystało, żyła sobie spokojnie wśród wiernych poddanych, pod baczną opieką kochających rodziców, aż pewnego pięknego dnia napotkała księcia z bajki. Tak przynajmniej w porządnej opowieści być powinno.

    Życie jednak nie jest bajką i autorka jak mogła, tak je Saliance skomplikowała. W ciele naszej królewny zagnieździła się brama do piekieł zwana Wrotami. Jak gdyby tego było mało, Wrota posiadają świadomość i czasami potrafią przejąć kontrolę nad goszczącym je ciałem. Przeznaczeniem wszelkiego typu bram jest przepuszczanie bądź zatrzymywanie kogoś. W tym konkretnym przypadku są to demony. Nie trzeba chyba dodawać, że proces przechodzenia ma dla Salianki bardzo nieprzyjemne następstwa. Nie posiada też nasza królewna rodziców. Co może nie jest aż takie straszne, biorąc pod uwagę fakt, że jej ojciec przez ostatnie lata życia był opętany przez demony. Wydaje się więc, że przynajmniej może się królewna realizować, sprawując władzę w swoich włościach. Niestety. Ciężar rządzenia wzięła na swoje barki dziewięcioosobowa Rada. I zupełnie nie w smak jest jej pozbywać się tego słodkiego obowiązku. A reszta poddanych? Tu jest jeszcze gorzej. Salianka bowiem jest władczynią Łupieżców – zbieraniny największych szumowin, rozbójników i bandytów jakich zna świat. Ich jedynym zajęciem jest napadanie na wszystkie okoliczne krainy i znoszenie stosów łupów. I tak mniej więcej wygląda świat naszej królewny na pierwszych stronach książki. A potem wszystko komplikuje się jeszcze bardziej. Nagle w twierdzy Łupieżców pojawia się żądny sławy bohatera książę, który myśląc, że napotkana na korytarzu Salianka jest więzioną przemocą branką, dokonuje spektakularnego uwolnienia.

    Biorąc do ręki książkę Mileny Wójtowicz, nieznanej mi wcześniej autorki, miałem mieszane uczucia. Nie przepadam za fantasy, a za fantasy stereotypowym w szczególności. Tu zaś spodziewałem się właśnie takiego utworu. Królewna, ratujący ją książę, ucieczka, magia, potwory, czyli klasyczny zestaw. Jednak od samego początku autorka mnie zaskakiwała. Królewna chowająca się podczas burzy pod tronem, ucieczka z własnej twierdzy, Wrota, którym znudziło się przebywanie w jednym miejscu i zapragnęły poznać świat, oraz książę, który co prawda posiadał magiczny oręż, ale ten już dawno przekroczył wszelkie stosowne resursy i magii w nim nie było już za grosz. To wszystko, podane z odpowiednią dawką humoru, w tempie nie pozwalającym się nudzić podczas lektury sprawiło, że książka mnie wciągnęła. Nie przejdą „Wrota” do historii fantastyki, nie będą powstawać na ich temat uczone monografie. To po prostu lekka i sympatyczna opowieść w sam raz na pochmurne wieczory. Przerzucałem kartkę za kartką, aż nagle nastąpił koniec. Koniec, w którym zamiast tradycyjnego bajkowego szczęśliwego zakończenia, zamiast ślubu, zaprzęgu białych rumaków, fajerwerków i „żyli długo i szczęśliwie”, następuje... Zachęcam jednak, byście do tego doszli już sami.

Jacek Falejczyk

 
Milena Wójtowicz
Wrota
Fabryka Słów, 2006
Stron: 509
Cena: 28,99


Recenzja powyższa ukazała się po raz pierwszy w czasopiśmie internetowym Fahrenheit nr 54