|
TYTUŁEM WSTĘPU
Kultura japońska jest ostatnio dość popularna wśród fantastów.
Szczególnie pasjonaci RPG lubują się we wcielaniu w żądnych krwi
samurajów, rozprawiają o strojach dworskich i etyce japońskiej. Ta fala
zainteresowania widoczna jest również na konwentach, w których
programie zawsze można znaleźć spotkania dotyczące japońskich
wojowników lub ich broni. Tak oto rysuje się obraz dość jednostronnej
i jednowątkowej fascynacji katanami i bushido. Jednak poznawanie japońskiej kultury i mentalności najczęściej dalekie jest od studiowania samurajskiego kodeksu.
W głębi japońskiej duszy koegzystuje wiele elementów. Część z nich
to pozostałości epoki skostniałego społeczeństwa żyjącego według
schematu narzuconego przez administrację szogunów. Inna część to
goniąca wciąż naprzód nowoczesność, życie na wysokich obrotach
w warunkach zabójczej (często dosłownie) konkurencyjności. A oprócz
tego znajdziemy tam również to, co ludowe, magiczne i mistyczne. Baśnie
z dzieciństwa, wiejskie wierzenia i przesądy, modlitwy do lokalnych
bóstw i widok ryżowych pól. To właśnie nam umyka, kiedy koncentrujemy
się tylko na japońskiej myśli technicznej, na japońskiej tendencji do
przepracowywania się i samobójstw czy też na bushido, które już
dawno odeszło. Na tym, co stanowi już jedynie folklor, bardzo widoczny
i malowniczy, ale jednak tylko folklor. Mimo zainteresowania tym
wszystkim nie jesteśmy w stanie komunikować się z Japończykami na
poziomie podobieństwa odwołań kulturowych. Nie wiemy, co tkwi pod
wierzchnią warstwą japońskości. Nie mamy nawet podstaw, żeby obejrzeć
i zrozumieć niektóre japońskie filmy, głębiej osadzone w specyficznej
kulturze tego kraju.
Chciałabym więc spróbować przybliżyć wszystkim baśniowy japoński
świat, zamieszkiwany przez zwierzęta i bóstwa, rozmaite duchy
i bohaterów. Będzie to próba przedstawienia wzorców, które japońskie
dzieci wciąż otrzymują w domach, gdzieś pomiędzy kolejną rozgrywką
w baseball a grą na konsoli. Jednocześnie omówię tu też wzorce
i odwołania, które obowiązywały w latach dominacji kultury samurajów.
W trakcie tego krótkiego cyklu postaram się wprowadzić Czytelników
w świat popularnych japońskich bajek, a jeśli tego będzie za mało –
zajmę się też japońskimi bóstwami.
Zacznijmy może od czegoś miłego i sympatycznego. Od potrafiących
zmieniać swoje kształty puchatych przedstawicieli fauny japońskiej.
LISY (KITSUNE)
Lisy są szalenie popularnymi zwierzętami. Niekoniecznie jest to
popularność w pozytywnym znaczeniu słowa, gdyż znane są jako istoty
przebiegłe i gustujące w wywodzeniu ludzi w pole. W japońskiej kulturze
spotykamy dwa rodzaje lisów: piękne i mądre zwierzęta związane z kultem
bóstwa urodzaju, Inari, oraz lisy dzikie, żyjące w leśnych ostępach,
płatające ludziom mniej lub bardziej groźne figle.
Podróżując po Japonii, natykamy się często na bardzo
charakterystyczne świątynie dedykowane bóstwu urodzaju i płodności,
czyli chramy Inari (Inari jinja). Wyróżniają się tym, że nawet na terenie najmniejszego obiektu kultu zobaczymy wiele czerwonych bram torii
oraz posągi lisów. Mitologia tłumaczy ich obecność następująco: na
wzgórzu Funaoka w Kioto mieszkały dwa białe lisy o przepięknym futrze.
Żyły długo i szczęśliwie, dochowały się piątki dorodnych lisiąt.
Pewnego dnia postanowiły udać się do największego chramu bóstwa Inari
w Fuhismi (Fushimi Inari Taisha – Wielki Chram Inari w Fushimi,
założony w 711 roku). Kiedy tam dotarły, stanęły przed obliczem bóstwa
i poprosiły o przyjęcie na służbę, żeby swoją pracą i oddaniem
przyczynić się do pomyślności tego świata. Bóstwo uznało prośbę za
godną pochwały i lisy zostały jego sługami.
Prawdopodobnie powody powiązania lisów z kultem bóstwa urodzaju,
uprawy ryżu i dobrych plonów są dużo bardziej prozaiczne. Przypuszcza
się, że dawne społeczności rolnicze miały sporo problemów z lisami,
które przybywały z lesistych gór i wchodziły w szkodę. W takiej
sytuacji mieszkańcy wioski czy też członkowie plemienia postanowili
wystawiać lisom pożywienia poza obrębem pól. Stopniowo mogły zacząć
powstawać w tych miejscach kapliczki z wizerunkami lisów, tym bardziej,
że lisy schodziły z gór – miejsca, które w kulturze japońskiej zawsze
wiązało się z bóstwami.
Niezależnie od wyjaśnienia, jakie przyjmiemy, lisy już od VIII wieku
są najpopularniejszymi zwierzętami na archipelagu. Czytając opowieści
o lisach, znajdujemy kilka głównych motywów i cech im przypisywanych,
które postaram się przybliżyć.
Lisy są zmiennokształtne (henge – zmienianie postaci)
i doskonale posługują się magią iluzji. Najczęściej przyjmują postać
pięknej, młodej kobiety, która sprowadza nieszczęścia na głowy
mężczyzn, ale nie pogardzają przemianą w mężczyznę, mnicha czy mniszkę
– zależnie od sytuacji i potrzeby. Japończycy wierzą, że lisy żyją
bardzo długo i dopiero po stu latach ich futerko nabiera pięknego
białego koloru. Z wiekiem i mądrością nabywają też bardziej
fantastyczne cechy. Otóż im starsze i mądrzejsze jest zwierzę, tym
więcej ma ogonów i tym silniejszą magią się posługuje. Podobno
najwyższy stopień wtajemniczenia osiągnęły lisy o dziewięciu ogonach –
nie dość, że mogą tworzyć rozmaite, bardzo skomplikowane i trwałe
iluzje, to nie obca jest im także sztuka latania. Mówi się, że
posiadają też umiejętność widzenia i słyszenia wszystkiego na świecie.
Jako że opowieści o takich mędrcach są z założenia nudne i nieciekawe,
to nie o dziewięcioogoniastych lisach najczęściej opowiadają przekazy
ludowe. Zdecydowana większość to bajki o tym, jak lisy przechytrzyły
ludzi.
Dobrym przykładem jest opowieść o drwalu Toku, który założył się z kolegami o beczułkę sake,
że spędzi noc na lisim uroczysku i nie odniesie żadnego szwanku.
Uroczysko znane było w całej okolicy z dziwnych przygód, jakie się tam
przytrafiały ludziom. Wszystkie niewyjaśnione zdarzenia przypisywano
oczywiście od razu działalności lisów. Toku nie wierzył jednak w ani
jedno słowo z krążących po okolicy, mrożących krew w żyłach opowieści.
Według jednych odważnie, a według innych po prostu głupio założył się,
że przejrzy każdą chytrą sztuczkę. Udał się więc o zmierzchu do lasu
i skierował na lisie uroczysko. Po drodze jednak dostrzegł kryjącego
się w krzakach lisa, który nakładał sobie na głowę liść. Jeśli wierzyć
mądrości ludowej, lisy czynią tak zawsze tuż przed przemianą w inną
postać, więc drwal natychmiast zwiększył czujność. Chwilę potem
dostrzegł samotną kobietę. Była to Sayo, córka chłopa z sąsiedniej wsi.
Zapytana, co robi o tak późnej porze sama w lesie, odpowiedziała, że
cały dzień spędziła u rodziny, pomagając, i nie zauważyła nawet, że się
ściemnia, a teraz stara się dotrzeć do domu. Toku zaproponował pannie,
że odprowadzi ją do domu rodziców, ale poprosił, by szła przodem.
Myślał bowiem, że Sayo to tak naprawdę psotny lis, a idąc za nią, miał
nadzieję ujrzeć lisi ogon wystający spod szat kobiety. Mimo podejrzeń
Toku dotarli aż do domu Sayo bez problemów. I tutaj dopiero nasz drwal
pokazał, na co go stać. Powiadomił po cichu rodziców Sayo, że kobieta,
którą przyprowadził, nie jest tak naprawdę ich córką ani nawet kobietą
– to tylko przemieniony lis! A lisa należy zdemaskować. Rodzice
schowali się więc w wielkiej szafie, a Toku zawołał Sayo. Gdy tylko
podeszła do niego, chwycił ją i zaczął bić, przypiekać na ogniu
i wyczyniać różne rzeczy, próbując zmusić lisa do ujawnienia się.
Niestety, w trakcie tego nakłaniania do zmiany postaci Sayo wyzionęła
ducha. Tego rodzicom dziewczyny było już za wiele. Wyszli z szafy
i zaczęli oskarżać Toku o zabicie dziecka i lamentować wniebogłosy.
Drwal zaś stał oszołomiony, wciąż nie mogąc uwierzyć, że to jednak nie
był lis. Słysząc lamenty i płacz, do domu zapukał wędrowny mnich
buddyjski. Dowiedziawszy się, co zaszło, rzekł, iż niewątpliwie Toku
zrobił źle, aczkolwiek działał w dobrej wierze. Musi jednak ponieść
zasłużona karę za zabicie Sayo. Dostał więc wybór: oddać się pod sąd,
co skończy się zapewne karą śmierci, albo wstąpić w stan mnisi.
Postawiony przed taką alternatywą drwal nie zastanawiał się długo.
Skoro rodzice Sayo uznali, że nawet zabicie go nie przywróci im córki,
i zgodzili się, żeby odszedł z mnichem – postanowił jak najszybciej
złożyć śluby. Ukląkł, a wędrowny mnich, obwiązawszy mu szarfą dłonie
w modlitewnej pozycji, stanął za nim i zgolił mu głowę, intonując
religijne pieśni. Gdy tylko ostatni kosmyk włosów Toku spadł na ziemię,
rozległ się gromki wybuch śmiechu. Iluzja prysła, a drwal odkrył, że
klęczy samotnie na środku uroczyska w świetle wschodzącego słońca.
Najpierw pomyślał, że wszystko było tylko snem i że dał się po prostu
nabrać lisom. Chwila ulgi skończyła się jednak, gdy dotknął głowy –
łysej jak kolano.
Toku zawiązał sobie na głowie chustę i wrócił do kolegów
zgromadzonych w pobliskim zajeździe. Wszyscy ucieszyli się, że wrócił
żywy. Lecz gdy drwal opowiedział im całą historię i odwiązał chustę
z głowy, śmiechom nie było końca. Uznano to za kapitalny dowcip, zaś
nasz bohater faktycznie pozostał już mnichem.
Należy wspomnieć, że lisy zwodzą ludzi i wyprowadzają w pole głównie
po zmierzchu, kiedy to pocierając łapkami o puszysty ogon, zapalają
błędne ogniki, zwane kitsune-bi – lisie ognie. Lisy bardzo
często płatały figle tym, którzy nie wierzyli w ich moc. Zdarzało się
jednak, że zwierzęta te potrafiły wykorzystać swoje umiejętności, aby
odwdzięczyć się człowiekowi, który wyświadczył im przysługę. Motyw
lisiej wdzięczności był szalenie popularny w tradycyjnych teatrach
japońskich. Opowiada o tym na przykład sztuka kabuki „Kuzunoha,
czyli lisica z lasu Shinoda”, której akcja osadzona została w X wieku
za panowania cesarza Murakami. Ocalona przez samuraja o imieniu Yasuna
lisica w ukryciu przed wszystkimi przybrała postać kobiety i została
jego żoną. Urodziła mu syna i żyli szczęśliwie do momentu, kiedy
pięcioletnie dziecko dostrzegło lisi ogon pod szatą matki. Zdemaskowana
Kuzunoha opuszcza rodzinę w dramatycznych okolicznościach, pisząc
wzruszający poemat pożegnalny na papierowych drzwiach domu. Scena ta
jest podobno niezwykle wręcz wzruszająca dla japońskiej publiczności,
ale niezwykle komiczna dla Europejczyka. Aktor odtwarzający rolę lisicy
musi napisać tekst pożegnania, trzymając pędzelek w zębach i pisząc od
dołu do góry, ponieważ tak podobno piszą lisy. Mąż i syn oczywiście
rzucają się na poszukiwania i odnajdują Kuzunohę w jej rodzinnym lesie
Shinoda. Okazuje się ona być dobrym bóstwem lasu. Mimo długiego
przekonywania do powrotu lisica decyduje się pozostać. Na pożegnanie
ofiarowuje swemu synowi puzderko, dzięki któremu może on rozumieć mowę
zwierząt, co pozwala mu zostać słynnym wróżbitą.
Niektóre lisy nie były tak cywilizowane i potrafiły pokazać mniej
przyjemną stronę swej natury, doprowadzając niektórych ludzi na skraj
szaleństwa. Prześladowani przez demoniczne zwierzęta musieli walczyć
z dziwnymi i niezrozumiałymi przeciwnościami losu. Złe duchy czerpały
radość z wpędzania ludzi w choroby i doprowadzania do śmierci. Dwa
najbardziej popularne motywy opisujące działanie demonicznych lisów to kitsune-tsuki i kitsune-mochi.
Kitsune-tsuki, czyli opętania przez lisy, to dość
rozpowszechnione wierzenie, według którego lis jest w stanie posiąść
ludzkie ciało. Znakomity obserwator XIX-wiecznych japońskich obyczajów
Lafcadio Hearn opisuje fenomen opętania w pierwszym tomie „Japanese
Fairy Tales”:
„Przedziwne jest szaleństwo tych, w których wstąpił demon lisa.
Czasami biegają oni nadzy po ulicach, krzycząc wniebogłosy. Czasami
kładą się i toczą pianę z pyska, i skowyczą tak, jak robią to lisy.
A na jednej z części ciała opętanego pojawia się pod skórą
przemieszczający się guzek, wydający się żyć własnym życiem. Ukłuj go
igłą, a natychmiast prześliźnie się w inne miejsce. Nie ma chwytu tak
silnego, żeby go utrzymać w miejscu i uniemożliwić wyślizgnięcie się
spod palców. Opętani podobno potrafią też pisać i mówić w językach,
których wcale nie znali przed opętaniem. Jedzą tylko to, co uważa się
powszechnie za jedzenie lisów: tofu, abura age (potrawy przyrządzane na głębokim oleju), azuki
(słodka czerwona fasola). I jedzą mnóstwo, twierdząc, że to
nie oni są głodni, ale lis, który ich opętał.”
Hearn zauważa też, że po ostatecznym wypędzeniu demona-lisa poprzez
zastosowanie egzorcyzmów ofiara nie może patrzeć na wszystkie
wymienione przysmaki.
Ciekawe jest również to, że nawet znany japoński wódz Toyotomi
Hideyoshi pozostawił świadectwo głębokiej wiary w lisią moc. Profesor
Jolanta Tubielewicz zapisała w swojej „Mitologii Japonii” anegdotę,
która ma poparcie w dokumencie przechowywanym w jednej z japońskich
rodzin związanych z chramem Inari. Jest to list napisany przez
Hideyoshiego do bóstwa Inari w intencji odczynienia złego uroku na
córce przybranego syna wodza. Autor grozi bóstwu, że jeśli dziki duch
nie zostanie zmuszony do opuszczenia ciała dziewczyny, to konsekwencją
będą polowania na lisy w całym kraju. Ultimatum musiało odnieść
pożądany skutek, skoro Hideyoshi ufundował w chramie Fushimi Inari
dwupiętrową bramę torii.
Kitsune-mochi to rodziny posiadające niewidzialne lisy.
Podobno niektóre rodziny mają władzę nad całymi lisimi klanami
(najczęściej mowa o siedemdziesięciu pięciu sztukach). Niewidzialne dla
postronnych oczu zwierzęta towarzyszą im wszędzie, dbają o pola i domy,
a także mszczą się okrutnie na każdym, kto wyrządzi krzywdę członkowi
rodziny. Jak zostać kitsune-mochi? Można urodzić się
w odpowiedniej rodzinie lub wżenić w takową. Ewentualnie poprzez zakup
ziemi lub inną transakcję przeprowadzoną z dziedzicznymi posiadaczami
lisów. Świadome wejście do takiej rodziny można jednak przyrównać do
podpisania cyrografu z diabłem – kitsune-mochi są zawsze izolowani od reszty społeczności, ponieważ każdy obawia się choćby omyłkowego zaszkodzenia rodzinie.
Czasami spotkanie
z lisami jest fascynującym przeżyciem. Niektórzy Japończycy
jeszcze w XIX wieku wierzyli, że widzieli kitsune no yomeiri,
czyli lisie wesele. Kiedy pada deszcz, ale słońce przeziera już zza
chmur, tworzy się odpowiednia aura do zawierania lisich związków. Tak
musiało być również w przypadku pewnego młodego białego lisa,
Fukuemona. Gdy tylko osiągnął dorosłość, zgolił lok nad czołem
i postanowił się ożenić. Osiągnięcie dojrzałości przejawiało się
wówczas w Japonii zmianą fryzury. Ojciec Fukuemona przeszedł na
zasłużoną emeryturę, czyli usunął się z pozycji głowy domu i zostawił
dziedzictwo synowi. Wdzięczny Fukuemon ciężko pracował, aby pomnażać
majątek rodziny, zaś znalezienie odpowiedniej panny powierzył swatom.
Miał szczęście, ponieważ w pewnej znanej i szanowanej rodzinie żyła
piękna lisica, znana wśród okolicznych adoratorów ze swego lśniącego
futerka i niezwykłego wdzięku. Fukuyemon uznał ją za odpowiednią
kandydatkę na żonę. Swaci zaaranżowali spotkanie, na którym młodzi
przekonali się, iż są dla siebie wręcz stworzeni. Rozpoczęto więc
przygotowania. Z domu panny młodej do domu pana młodego ruszył
niekończący się korowód prezentów ślubnych, a posłańcy dokonywali cudów
inwencji, wygłaszając delegowanym do odebrania prezentów płomienne mowy
okolicznościowe. Kiedy wreszcie ceremoniał został dopełniony, wybrano
pomyślny dzień dla przejścia panny młodej do domu pana młodego. Gdy
słońce zaczęło przezierać w deszczu, piękna lisica została przeniesiona
w lektyce do domu męża. Po ceremonii picia sake lisica
przebrała się i małżeństwo zostało zawarte pośród tańców i radosnych
śpiewów. Fukuemon żył z żoną szczęśliwie, urodziły im się urocze
lisiątka, uwielbiane przez dziadka. Gdy maleństwa podrosły, zaniesiono
je do chramu Inari, aby przedstawić je bóstwu – opiekunowi lisów,
a rodzice i dziadkowie modlili się, żeby psy i choroby trzymały się od
lisków z daleka.
Ten idylliczny opis lisiego wesela to oczywiście jedna z baśniowych
interpretacji. Istnieją jednak przesądy, według których na głowę
człowieka, który widział lisie wesele, spada następnie tysiące
nieszczęść. Lisy podobno bardzo nie lubią intruzów na weselach. Całe
szczęście rzadko miewa się okazję ujrzenia na własne oczy takiego
zjawiska.
TANUKI
Tan tan tanuki no kintama wa
Kaze mo nai no ni, bura bura bura
Złote kule tan tan tanuki
Bujają się, mimo że wiatru nie ma
Tanuki, czyli japoński podgatunek jenota, często mylony
z borsukiem, jest zwierzęciem o brunatnym futerku i białym brzuszku. Ma
też puszysty ogon w białe prążki. Trudno go zauważyć, ponieważ jest
aktywny głównie nocą. Wyrusza wtedy na żer, zjadając prawie wszystko,
co jest mniejsze od niego samego. Cóż więc niezwykłego w tym,
wydawałoby się, najzwyklejszym zwierzęciu?
Tanuki jest wszechobecny w japońskiej kulturze jako bohater wielu legend, bajek, przedstawień teatru kabuki.
Ale także jako maskotka oraz totem i talizman, przynoszący szczęście.
Będąc w Japonii, najprawdopodobniej nigdy nie zobaczycie go żywego
w naturze, ale za to z całą pewnością ujrzycie przed większością
restauracji, knajp i barów. Wielka figurka tanuki stojącego na
dwóch łapkach i prezentującego światu okrągłe brzuszysko oraz inne
walory ma ponoć przynosić szczęście w interesach. W łapkach trzyma
flaszkę sake
(japońskiej wódki ryżowej) i weksel, którego podobno
nigdy nie spłaca, a na głowie ma wielki słomiany kapelusz.
Wiara w rozmaite magiczne umiejętności naszego bohatera jest dość
rozpowszechniona w Japonii. Szczególnie na południowej wyspie Shikoku
i małej północnej wysepce Sado, gdzie nie występują lisy, tanuki
zajmują poczesne miejsce w ludowych opowieściach, przejmując całkowicie
cechy przypisywane gdzie indziej lisom. Przede wszystkim potrafią
zmieniać postać i przybierać kształty przedmiotów, roślin, innych
zwierząt, wreszcie zmieniać się w ludzi. Posługują się bowiem bardzo
sprytnie magią iluzji. Głównie służy im ona do płatania figli
i psikusów, ale przydaje się też, kiedy trzeba zapłacić fałszywymi
pieniędzmi za jedzenie i ulubiony trunek tanuki – sake.
Niektóre źródła przypisują im również pociąg do zabaw w towarzystwie
kobiet – za to także płacą liśćmi zmienionymi w pieniądze. Niewątpliwie
jednak lepiej już przyjąć fałszywą zapłatę, niż dać się zaprosić na
stawianą przez tanuki smakowitą kolację, która przeważnie okazuje się być końskimi odchodami.
Ze swej natury tanuki jest zwierzęciem życzliwym i reprezentuje raczej typ wesołka. Dlatego też pomimo podobnego lisom sprytu figle tanuki
nie wynikają z chęci czynienia krzywdy. Wspomniałam już jednak
o regionach, gdzie lisy nie występują – tam właśnie tanuki nabierają czasami złowieszczych cech. Potrafią podobno opętać człowieka – fenomen ten nazywa się tanuki-tsuki, aczkolwiek nie da się go porównać do skali problemu wynikającego z wiary w lisie opętania.
Czas najwyższy przybliżyć jednak najbardziej znaczącą i dość niezwykłą cechę tanuki. Otóż zwierzę to ma posiadać niesamowicie duże jądra, tak cenne, że potocznie zwane są „złotymi kulami” (kintama). Zapewne jest to związane z wierzeniami dotyczącymi płodności, ale w przypadku wizerunku tanuki jądra stały się cechą dominującą. Podobno potrafią je powiększać do imponującej powierzchni ośmiu mat tatami, czyli około 13 m2.
Po co im takie rozłożyste jądra? Po pierwsze – do zastosowań
praktycznych. Mogą przecież posłużyć jako płaszcz przeciwdeszczowy,
kocyk albo łódka. Można się w nie owinąć jak w kimono albo dla żartu
zarzucić na szyję myśliwemu spotkanemu w lesie i poddusić go odrobinkę.
Niektóre tanuki gustują w przemienianiu swych klejnotów
w demony lub inne groźne zwierzęta, żeby postraszyć kompanów. Jeszcze
inne potrafią pod przebraniem zaprosić człowieka w interesach do
fałszywego domku stworzonego z rozciągniętych walorów. Wystarczy wtedy
upuścić zapalonego papierosa na „podłogę”, żeby zwierzak się ujawnił
i zwiał, wrzeszcząc z bólu.
Czasami tanuki przejawiają przesadne skłonności do wojaczki
i konfliktów. Spośród dwóch najbardziej znanych historii dotyczących
zwierzęcych wojen jedna to opowieść z okolic miasta Matsuyama
o zuchwałym tanuki o imieniu Inugami-gyoubu, który zebrał bandę
liczącą podobno osiem setek swoich pobratymców i planował zaatakować
zamek. Wielka armia tanuki została jednak pokonana przez
zapewne równie wielkiego bohatera, posiadacza magicznego drewnianego
młotka. Bohater ten podobno zamknął bojowe zwierzęta w norze, którą
zapieczętował. Drugą i bardziej znaną opowieścią jest legenda o wojnie tanuki
z wyspy Shikoku. Wojna ta tak zagnieździła się w świadomości
mieszkańców tego regionu, że jeszcze dziś można zobaczyć pomniki
protagonistów i przebyć szlak miejsc związanych z ich życiem
w prefekturze Tokushima (dawniej – rejon Awa). A było to tak...
Zdarzyło się to w okresie Tenpo (1833-1840) nad rzeką Katsuura.
Rozegrała się tu wielka i krwawa bitwa pomiędzy Kinchou z Higaino
i Rokuemonem z Tsudaura. Tanuki
z rejonu Awa podzieliły się na dwie frakcje i starły
w walce, a wiele z nich odniosło rany i zginęło.
Kinchou początkowo zamieszkiwał norkę w Nakata. Pewnego dnia jego
domostwo znalazły miejscowe dzieciaki, które próbowały go stamtąd
wykurzyć. Zwierzak o mało co nie postradał tam życia, ale został
ocalony przez niejakiego Moemona od farbiarzy „Yamatoya” z miejscowości
Higaino. Wdzięczny za ocalenie Kinchou złożył obietnicę przeniesienia
się do Yamatoya i pomagania rodzinie. Został ich bóstwem opiekuńczym,
a interesy rodziny farbiarzy rozkwitły.
W późniejszych latach Kinchou zaciągnął się jako uczeń do Rokuemona
z pobliskiej miejscowości Tsuda. Wielce się wyróżniał na służbie odwagą
i sprytem, więc Rokuemon zaproponował mu rękę swej córki. Chciał, by
dzielny tanuki został jego zięciem ku chwale rodu. Jednakże
Kinchou był związany więzami wdzięczności i odpłaty z rodziną Yamatoya
i odmówił. Rokuemon źle zrozumiał intencje swego ucznia, odmowę uznał
za afront i najwyższą niewdzięczność. Zebrał swoje wojska
i wypowiedział Kinchou wojnę.
Nasz bohater musiał również zebrać stronników i stawić się do walki.
Obie armie spotkały się nad rzeką Katsuura, która spłynęła krwią
podczas tej gwałtownej i krwawej bitwy. Ciężko ranny Rokuemon zginął
w boju, lecz zwycięskiemu Kinchou również nie było dane żyć dużo
dłużej. Ostatkiem sił zdołał wrócić jeszcze do Higaino i pożegnać się
z Moemonem, po czym zmarł od ciężkich ran.
Niestety, śmierć głównych bohaterów nie zakończyła konfliktu
pomiędzy ich zwolennikami. Kres walce położył dopiero wielki generał tanuki,
Yashimano Tasaburouhage, który dowiedziawszy się, jak wielkie straty
w populacji zwierząt przyniosła, zarządził rozejm i zakończył wojnę.
W sztuce tanuki są bardzo często przedstawiane w przebraniu
mnicha. Siedzą i grają na czymś, co powinno być świątynnym bębenkiem,
lecz jest oczywiście wybrzuszonymi jądrami. Trzeba bardzo uważnie
przyglądać się fakturze używanych przez tanuki przedmiotów, żeby nie dać się oszukać. Z bębnieniem wiąże się jedna z najbardziej znanych piosenek o tanuki, czyli dziecięca pioseneczka zacytowana poniżej. Opowiada o jednej z ulubionych rozrywek tanuki.
Zwierzęta zbierają się nocą, bębnią na brzuchach (wersja łagodna) lub
na „złotych kulach” (wersja ostrzejsza), śpiewają, tańczą, piją
i jedzą. Zapis „ponpoko pon” oddaje dźwięk, jaki powstaje, gdy tanuki bębnią. Jest to autentyczna piosenka zapisana na podstawie różnych przekazów regionalnych.
Według przekazów o demonicznych tanuki
dźwięk „ponpoko pon” służy zwierzętom do wprowadzania
słuchaczy w trans i zwabiania ludzi w groźne pułapki po
zmierzchu.
Na koniec chciałabym przytoczyć jedną z najbardziej znanych bajek o tanuki, świetnie ilustrującą ich zmiennokształtność i skłonność do zabawy: „Szczęśliwy czajniczek” (Bunbuku chagama).
W świątyni Morinji (obecnie prefektura Gunma) żył stary mnich, który
był wielkim smakoszem herbaty. Idąc pewnego dnia przez wioskę, spotkał
Jinbeia – biednego zbieracza złomu. Wśród licznych metalowych rzeczy
znalazł u niego czajniczek, który tak mu się spodobał, że natychmiast
go kupił. Mnich wrócił do świątyni i postanowił od razu zaparzyć sobie
herbaty, gotując wodę w nowym czajniczku. Postawił go więc na ogniu,
ale wtedy czajniczek, zamiast stać spokojnie, zaczął się ruszać.
Wysunął się z niego ogon, potem pyszczek i łapki, całość zaś
przypomniała jako żywo tanuki. Czajnik wrzasnął i zaczął biegać
po całym pomieszczeniu, a młodsi mnisi próbowali go złapać. Narobili
razem mnóstwo hałasu i zdemolowali kilka pomieszczeń. Gdy wreszcie
udało im się złapać niesforny czajniczek, zapakowali go do pudła,
a stary mnich poszedł odszukać zbieracza złomu. Znalazłszy go, oddał mu
„diabelski” czajnik jak najszybciej, zabierając biedakowi zapłacone
pieniądze.
Jinbei nie zagrzewał długo miejsca w jednej wiosce, wyruszył więc
zaraz w drogę. Zatrzymał się na nocleg w lesie, a wtedy zobaczył przy
swojej głowie dziwny czajnik. Ten najpierw stał spokojnie, po czym
nagle wyrosły mu nogi, głowa i ogon. A potem znów zamienił się w zwykły
czajnik. Zbieracz nie mógł uwierzyć, że nie śni, ale dziwny przedmiot
przemówił do niego. Powiedział, że jest nieszczęśliwy i że chciałby
nieść ludziom radość, pokazywać rozmaite sztuczki. I poprosił, żeby
znaleźć w mieście objazdowy teatrzyk, który przyjąłby go na występy.
Kiedy tylko Jinbei dotarł do miasta, znalazł taki mały teatrzyk.
Uzgodnił z właścicielem, że pokaże niezwykły czajnik, który chodzi po
linie i tańczy z parasolką przy akompaniamencie muzyki. I już od
pierwszego występu tanuki wzbudził wielkie zainteresowanie.
Wszyscy chcieli zobaczyć coś tak niezwykłego, nawet książęta i damy
dworu zapraszały Jinbeia na specjalne pokazy akrobacji w wykonaniu
czajnika do herbaty. Możemy domyślać się, że zarówno zbieracz złomu,
jak i właściciel teatru objazdowego zarobili fortunę na popularności tanuki
„zaklętego” w czajnik. A i zwierzak był
bardzo szczęśliwy, że może dokazywać, popisywać się i bawić
publiczność.
Trwało to aż do dnia, kiedy tanuki stwierdził, że wystarczy
mu już występów i że nadszedł czas rozstania. Jinbei, dawny biedny
zbieracz złomu, przepełniony wdzięcznością odniósł czajniczek
z powrotem do świątyni Morinji, gdzie powierzył go mnichom wraz
z sowitą ofiarą dla Buddy. Dziwna kombinacja tanuki i czajnika pozostała już w Morinji jako lokalna atrakcja i maskotka świątyni, przynosząca wszystkim szczęście.
W Japonii nie tylko lisy i tanuki potrafiły przybierać cudzą
postać. Bardzo często zdarzało się to kotom, wężom i innym potworom.
Właśnie koty bardzo często uważane były za najgorsze demony. Żeby
rozwiać Wasze wyobrażenia o tych miłych, mruczących zwierzątkach,
w kolejnym artykule pozwolę sobie zapoznać Was z opowieściami o złych
i demonicznych kotach. A przy okazji również o wszelakich duchach
i upiorach, nawiedzających japońską wyobraźnię.
Agnieszka Falejczyk
_______________
Do opracowania artykułu korzystałam z następujących źródeł:
Jolanta Tubielewicz, „Mitologia Japonii”, Wyd. Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1986;
Helena Adamczewska, „Baśnie i legendy Dalekiego Wschodu”, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2000;
A.B. Mitford, „Tales of Old Japan”, Tuttle Publishing, 2002;
Stephen Addiss, „Japanese Ghosts and Demons”, George Braziller, 2001;
Lafcadio Hearn, „Japanese Fairy Tales”, Peter Pauper Press, 1961.
|
|